poniedziałek, 4 grudnia 2017

Przegląd tygodnia #2

Kontynuuję opis swojego popapranego erpegowego życia codziennego. Część pierwsza do przeczytania tutaj. W tym tygodniu było mniej sesji, ale z mojego punktu widzenia działo się dużo. Czuję, jakbym przeszedł w tym czasie kawał drogi. Poukładałem sobie kilka rzeczy w głowie, trochę napisałem, trochę rzeczy przećwiczyłem i zrezygnowałem z pomysłów, które uznałem za nierealne. Ale może po kolei...



Pieśń Jutrzenki

Tydzień zacząłem od układania zarysu nowej kampanii. Chciałem wreszcie odpalić jakieś sesje w swoim ciągle nie spisanym settingu, aby wreszcie popchnąć sprawy do przodu. Główna idea, jaka mi przyświeca w tym projekcie, to światotworzenie poprzez rozgrywane sesje. Tak, aby każdy grający mógł mieć tutaj swój udział, oraz żeby niepotrzebnie nie napracować się nad czymś oderwanym od praktyki sesji, co by mi później tylko zajęło miejsce w szufladzie. 
Myślałem, aby do tego celu użyć po pierwsze kilku starych sprawdzonych toolboxów - jak BRP, Rolemaster czy d6 System - a po drugie nowych gier, z fajnie pomyślanym aspektem budowania mini-settingu na sesji 0. (Macie jakieś pomysły?)

Pierwsza przygoda, jaką chciałem poprowadzić, miała się rozegrać na mechanice MERP. Nieważne dlaczego, tak sobie uroiłem. Spisałem pomysły, określiłem teren działań, ustawiłem stawki i elementy rozgrywki wymagające pokombinowania. Zacząłem czytać podręcznik do Śródziemia, ale w międzyczasie przypomniałem sobie, że lektura ta jest strasznie trudna do pojęcia, jak się nie czai Rolemastera. (Tak, bo MERP to niby miał być taki uproszczony Rolemaster, ale wychodzi na to, że jest niemal niezrozumiały, jak się nie zna oryginału).  Wziąłem się więc za Arms Law oraz - jako że przygoda miała być pełna manewrów wojennych - zacząłem szukać po sieci gdzie by tu najtaniej nabyć dodatek War Law...

Pisanie szybko przerwałem. Pomyślałem sobie - gdzie ja do tego znajdę graczy?! Kto by chciał dzisiaj łupać w Rolemastera? Na pewno nie ludzie, z którymi obecnie gram w indiasy, ani nie dzieciarnia, która nie chce słyszeć o niczym innym niż Earthdawn. Do pomysłu może kiedyś wrócę, a na razie jednak rozglądam się za innym systemem. W tej chwili na tapecie mam TSOYa.

Przy okazji grzebania przy nowym settingu przeredagowałem nieco tekst wprowadzający, który być może mieliście już okazję obejrzeć na moim Pulpicie Roboczym - do przeczytania tutaj).


Blades in the Dark

Ależ była sroga sesja! Przyszliśmy  na spotkanie z wielkim zapałem, głodni konkretnej akcji. Na to jednak trzeba było poczekać. Pojawił się nowy gracz, bardzo dobrze się zapowiadający, którego trzeba było wprowadzić do gry. Do tego musieliśmy rozliczyć skoki z poprzedniej sesji. Przez dwie godziny siedząc przy jednym stole usilnie próbowaliśmy robić wszystko na raz. Zrobić Jackowi postać, przyznać pedeki/golda/heata itd., a ponadto obgadać wszystkie obejrzane ostatnio seriale. Masakra, mogła od tego rozboleć głowa. Jak już wreszcie zabraliśmy się za granie, zaraz trzeba było kończyć. Mati leciał ze scenami, jakby strzelał z karabinu. Nie wiedziałem, co się dzieje. Tu już rozgrywamy kolejną scenę akcji, a ja się ciągle próbuję dopytać, czy weszliśmy tymi drzwiami po lewej, czy po prawej ;)

I co - powiecie, że bez sensu? Eee tam, było świetnie. Ekipa jest super-fajna, pełna wyobraźni, wszyscy dobrze się ze sobą czują i kończyliśmy sesję w świetnych humorach. To tylko gra, dobry pretekst do spotkania, a w tym wszystkim najważniejsi są przecież ludzie.

Jedyna akcja, jaką rozegraliśmy, polegała na wykradzeniu skrzyni pełnej starożytnych artefaktów, przechowywanej w piwnicach Muzeum Starożytności, w dzielnicy Brightstone. Rzuty szły nieźle, aczkolwiek w pewnym momencie po brutalnym zamordowaniu jednego ze strażników moja postać nabawiła się traumy, wobec czego końcówka skoku rozgrywała się bez jej udziału. Mam za to jednego pedeka więcej!

Po sesji, przy znaczącej pomocy Mikołaja, udało mi się w końcu obczaić wypełnianie karty postaci na Roll20. Jakbyście byli ciekawi, to obecnie moja karta wygląda tak:





Earthdawn

Najfajniejsza z całego tygodnia była sesja w Edwarda. Nic specjalnego się nie działo - ot zwykłe łażenie po lochach i zdobywanie expa. Kontynuowaliśmy przygodę w Jaskini Ogrów z poprzedniego tygodnia. Podobało mi się głównie dlatego, że widziałem, iż wszystkim gra sprawiała przyjemność. Znowu gracze chcieli kontynuować następnego dnia, zaczęli coś tam nawet szperać po podręcznikach! 
Z ciekawszych wydarzeń, to prowadzona przez moją córkę wietrzniaczka Melissa, grana już od circa 3 lat, prawie poległa w potyczce z duchem mgły - po tym, jak na k10+k6 wyrzuciłem 29 obrażeń... Brakowało jednego punktu... Ogólnie, było bardzo blisko porażki, mimo zastosowania taktyki a'la Baldurs Gate (jeden lata w kółko, reszta strzela). Ciosy nie trafiały w przeciwnika, a kości sprzyjały tylko wrogowi. Temat zakończyło dopiera rzucenie przez Mistrza Żywiołów czaru Gołoledź.

Zabawnie wyszła scena z iluzyjną ścianą. W Earthdawnie 1 ed. jest tak, że aby przejrzeć iluzję należy wykonać wobec niej jakąś akcję. Trudność nieuwierzenia wynosiła 9. Wszystko jedno, co postać robiłaby z tą ścianą, wyrzucenie co najmniej 9 na kostkach oznaczałoby, że zorientowałaby się ona, że coś tu nie gra. W tym wypadku gracze zainteresowali się ścianą dlatego, że na archiwalnej mapie widniał w tym miejscu korytarz. Po kilku przejściach w te i z powrotem jeden z graczy zadeklarował, że kopie ścianę. Kazałem mu rzucać na atak... - wyszło 8. Zrezygnowany BG poszedł dalej. Zapewne nie przeszliby do następnej części lokacji, jakby nie wzrok astralny wietrzniaczki oraz wyczuwalny w tym miejscu zapach szczurów.


Czyżby c.d.n.?

8 komentarzy:

  1. 11 "kropek" w Akcjach (czyli +3 albo +4 względem startowej liczby, zależnie od opcji wybranej dla Crew). To trochę... gracie tych sesji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A od tych początkowych czterech kropek nie odlicza się przypadkiem tych już zakreślonych na karcie? Nie pamiętam, jak to się robiło, tworzyłem postać parę miesięcy temu. Było też trochę przenoszenia informacji z jednej karty na drugą itp. - mogłem coś niechcący spaprać. Aha, możesz gadać swobodnie - mój MG tutaj nie zagląda ;)

      Ogólnie, jeśli dobrze liczę, było dotąd 7 akcji z udziałem mojej postaci.

      Usuń
    2. Startowa postać ma efektywnie 3 kropki z playbooka plus cztery do rozdysponowania, ewentualnie +1 za odpowiednią zdolność specjalną Crew.

      Usuń
    3. Dzięki! Sprawdziłem wszystkie zapiski i wygląda na to, że nigdzie nie oszukałem. To zresztą i tak sprawa drugorzędna, bo tu najważniejszy jest rozwój szajki. Przynajmniej my poświęcamy temu więcej uwagi. Stosowną kartę może wrzucę za tydzień. Ciągle mamy jako drużyna rangę 0 - chociaż mam nadzieję, że to się zmieni na następnej sesji. Powoli zdobywamy teren.

      Usuń
  2. Trzymaj się Oelu tych przeglądów tygodnia, fajnie poczytać jak ktoś znerdził swój czas. Ja się ograniczam do komentarzy na profilu Kuglarza i to też robię od bardzo niedawna. Podoba mi się taka akcja, choć u mnie na pewno tego nie zrobię - za dużo mam tematów do napisania.

    Swoją drogą zazdro zarówno gier z dzieciakami jak i Bladesów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa zachęty! Na razie pisanie "przeglądów" przychodzi mi łatwo i naturalnie, ale nie sądzę, żebym miał to robić regularnie. Szybko by się to zrobiło nudne albo schematyczne. Póki co formuła mi się podoba, nie chcę jednak niczego ciągnąć na siłę. Pamiętam, że z poprzedniego pomysłu na raporty miesięczne z początku byłem bardzo zadowolony, a już przy trzecim podejściu tylko się męczyłem.

      Dzięki za określenie "znerdzić swój czas"! ;) Faktem jest, że o wiele za dużo energii poświęcam hobby. Jednak jeśli się do tego odpowiednio podejdzie - jako do pretekstu do wesołego spotkania, albo do scementowania więzi (np. w rodzinie), to już przestaje być tylko trwonieniem czasu. Do tego dążę od dawna - mniej czasu na prep i grafomańskie "światotworzenie", mniej kolekcjonerskich zapędów, a większy nacisk na jakość i celowość samego grania. Nie przychodzi mi to jeszcze lekko, ale już z grania w Eartdhawna zaczynam być zadowolony. Wszystko się samo kręci, możemy odpalić sesję w dowolnym momencie, gracze już się wciągnęli i widzą w tym cel, a ja prawie wcale nie poświęcam temu czasu poza sesją.

      Jeśli chodzi o Bladesów, to doceniam system i cieszę się, że w to gram (i z tymi ludźmi!), ale generalnie to nie moje klimaty. Jakbym miał wybór, to wolałbym zamiast tego ganiać za trollami po tunelach, pojedynkować się na kopie, toczyć bitwy za kasę w Trzecim Imperium, albo tropić skaveny na heksach. :) Jakby to powiedział mój ś.p. dziadek, "jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" ;)

      Usuń
    2. Mega, że udaje Ci się grać z dzieciakami. Dwie pieczenie na jednym ogniu: Ty sobie pograsz (poprowadzisz), a jednocześnie spędzasz czas z rodziną. Super, naprawdę to jest coś mega wartościowego. Szczególnie jeśli rzeczywiście coraz bardziej ograniczasz prep i do sesji podchodzisz z biegu. Choć, żeby dojść do takiej sytuacji, to musiałeś oczywiście przedtem bardzo się napracować, ale to jest CHYBA specyfika sandboxów - raz przerobiony prep wymaga potem relatywnie niewielkich zmian.

      Rozumiem, że bardziej lubisz fantaziaki. Ja z kolei, choć głównie gram (i prowadzę) takie światy, to bardzo tęsknię za cyberpunkiem, sajfajami i różnymi mieszankami tych nurtów. Myślę, że Blades bardzo by mi podeszło, szczególnie że mam ostatnio fazę na zarządzanie większą grupą, a to dzieje się w Nożach. Sam odpaliłem Grę o Tron, żeby pobawić się rodem - mamy za sobą kilka udanych sesji, kampania jest bardzo pisakownicowa, choć właśnie na innym poziomie, bo całego rodu. Pewnie po Nowym Roku wezmę się za publikowanie raportów z sesji.

      Usuń
    3. Co do prepu, to nie do końca jest tak, jak mówisz ;) I jak ja sam próbowałem wielokrotnie ludziom wciskać... I w sandboxie możesz utonąć w pracy przy tabelkach. Wiele razy mi się to zdarzyło - nawet wtedy jak prawie nie graliśmy. A z kolei do grania za scenariuszem też niektórym wystarcza 5 minut przygotowań. To jest raczej kwestia podejścia, ustawienia priorytetów, czy umiejętności zarządzania czasem. Żeby nie było - ja się tego dopiero uczę. Z różnym skutkiem ;)
      W piaskownicy najistotniejsze jest dla mnie to, że nic nie muszę. Mogę się poświęcić przygotowaniom przed sesją - i często to robię - ale nie jest to konieczne. W tym momencie mam chyba przygotowanych narzędzi do grania przez kilka lat, jakby się uprzeć.

      Granie "domenowe" to jest w ogóle genialna sprawa, zwłaszcza w naszych czasach. To co prawda żadna nowość, jeśli pamiętamy AD&D, Pendragona itp., ale w tej kwestii akurat BitD faktycznie ociera się o mistrzostwo świata. Tutaj ten rozwój drużyny jest bardzo rozbudowany, angażujący i mocno siedzi graczom w głowach nawet w czasie rozgrywania scen fabularnych. Dla kogoś może to być system zbyt skomplikowany, nie wszystkim podejdzie. Ja bym chętnie zrobił jakiegoś hacka, żeby nie musieć grać łajdakami.

      O graniu w PLiO chętnie poczytam! Sam bym w to pograł, tylko na razie nie mam z kim i kiedy.

      Usuń