sobota, 12 stycznia 2019

App.N - A. Merritt, cz. 1

Czytam sobie właśnie Pierścień Krakena (oryg. Dwellers in the Mirage) Abrahama Merritta. Jest to jedna z pozycji wymienianych przez Garry'ego Gygaxa w słynnym Appendixie N, czyli liście książek, którą współtwórca D&D zestawił jako swoje główne źródła inspiracji. (Załącznik ten znajduje się w pierwszoedycyjnym Dungeon Master's Guide.) Czyli, jakby nie patrzyć, temat wiąże się z RPG.

Przyznam, że ani o tej książce, ani o jej autorze nic nie wiedziałem, kiedy wypożyczałem ją z biblioteki. Ot, punkt na liście, zobaczmy co to jest. Na okładce polskiego wydania półnaga pani w czarnej koronkowej czapce obściskuje koncerz wbity w ziemię, a w tle pali się ogień w kominku (nota bene grafika nie pasuje tu kompletnie ani treścią, ani klimatem). Pewnie jakieś dedekowe fantasy, co nie?...
Nic z tych rzeczy.

To jest stare dobre przedwojenne wierd fiction. Niektórzy powiedzieliby - "pulp". Dwóch wędrowców, Norweg Leif Langdon i Indianin Tsantawu wędrują po Alasce i znajdują zaginiony świat. A ściślej mówiąc, Krainę Cienia - ukrytą w głębokiej dolinie między górami, ogrzewanej gorącymi źródłami i osłoniętej pod grubą warstwą dwutlenku węgla tworzącej rodzaj lustra. Dolinę porasta prehistoryczny wilgotny las, zamieszkany przez rywalizujące ze sobą plemiona i groźne endemiczne zwierzęta. 

Wędrowcy nie znaleźli się tu przypadkowo. Leif, przyjaźniący się z Indianinem od dzieciństwa, brał parę lat temu udział w wyprawie badawczej na pustyni Gobi. Zamieszkujący ją Ujgurowie uznali go wtedy za inkarnację ich bóstwa Khalk'ru i przeprowadzili go przez pewien straszliwy rytuał. Od tego czasu boryka się z nawiedzającymi go wizjami i coraz bardziej czuje w sobie czyjąś złowrogą obecność. W Krainie Cienia przyjdzie mu zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem.

Nie jestem nawet w połowie książki, ale już mogę wstępnie powiedzieć, co mi się tu podoba, a co nie. Na plus na pewno można zaliczyć język. Dużo tu ładnych, barwnych, choć nie przegadanych opisów. Czyta się to szybko i lekko. Tłumaczenie Anny Bańkowskiej jest póki co bardzo udane. Rozdziały są krótkie, rozwój akcji ma dobre tempo i ani na moment nie wieje nudą. Przygody są niezwykle egzotyczne, ale mimo wszystko dość wiarygodne. W porównaniu z taką np. Podróżą do wnętrza ziemi  J. Verne'a (którą czytałem co prawda strasznie dawno) jest to o wiele lżejsza i łatwiejsza w odbiorze lektura.

Wkurza mnie główny bohater. Och, jaki jestem niezwykle silny i dobrze umięśniony. Mali Ludzie głaszczą mnie z podziwem po moich długich nordyckich blond włosach. Ten olbrzym niemal dorównywał mi wzrostem. Mam dar błyskawicznego uczenia się języków. I jeszcze celnie strzelam i świetnie znam się na geologii!... Ja wiem, że to takie czasy i taka konwencja, ale i tak nie mogę się powstrzymać od zgrzytania zębami.

Ogólnie rzecz biorąc lekka i wciągająca proza, z jakąś tam ciekawą (dla mnie) treścią.
No nic, tyle na dzisiaj. To miała być tylko taka mała zajawka. Do Pierścienia Krakena pewnie jeszcze tu wrócę. Chyba, że się wcześniej znudzę i rzucę książkę w kąt. Ale na to na razie się nie zanosi. Tymczasem!

4 komentarze:

  1. Takie krótkie recenzje chętnie poczytam.
    (To jako poniekąd komentarz do Twojego poprzedniego wpisu, o czym pisać na blogu.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie, miło słyszeć. Po prawdzie, to nie miałem zamiaru pisać żadnej recenzji, tylko spisywać na bieżąco wrażenia. Póki co jeszcze pracuję nad tą formułą, ale docelowo chciałbym, aby to była jedna myśl na posta, zawarta w 1, maksymalnie 2 akapitach. Na razie mi to jeszcze jakoś nie wychodzi :)

      Usuń
    2. Recenzja nie-recenzja grunt, że dobrze się czyta. :)

      Usuń