sobota, 20 stycznia 2018

Delta Green - raport z sesji #2

Kontynuuję raportowanie mini-kampanii w Delta Green, prowadzonej przez Chimerę. Poprzedni zapis z sesji znajdziecie utopiony w Przeglądzie Tygodnia nr 5. Przypominam, że rozgrywamy przygodę pt. The New Age, zamieszczoną w podręczniku głównym wydanym przez Pagan Publishing (tak, gramy w tą oryginalną Deltę). Uwaga zatem, będą ostre spoilery! Najlepiej nie czytajcie, tylko uproście Waszego MG o poprowadzenie tego scenariusza. 😉 Z resztą - i tak wszyscy wiemy, jak to się skończy...



Przypomnienie wcześniejszych wydarzeń

Śledztwo dotyczy tajemniczego wybuchu, jaki miał miejsce w Saint Louis w 1998 r. W czasie poprzedniej sesji udało nam się ustalić, że eksplozja miała zdecydowanie paranormalny charakter ("fizyka" tego wypadku skojarzyła mi się trochę z anomalią opisaną w opowiadaniu Zanim noc Jacka Dukaja). W jej wyniku zginęło 8 osób, uczestniczących w hucznej imprezie u byłego oficera USAF, handlarza bronią i lobbysty Larrego Danielsa. Przetrwał jedynie goszczący u Danielsa senator Di Tillio, zakryty ciałem upadającej prostytutki. Od razu został odwieziony do szpitala. W garażu brakowało ponadto jednego samochodu (jak ustaliliśmy - Mercedesa). Stąd pomysł, że w zdarzeniu uczestniczył ktoś jeszcze - może sprawca? Kazaliśmy policji szukać owego samochodu. Przesłuchaliśmy też służbę. Ludzie ci byli zamknięci w innym skrzydle i nie wiedzieli, kto dokładnie był na przyjęciu. Słyszeli tylko nagły potężny trzask i towarzyszący mu rozbłysk.

Przetrząśnięcie domu pozwoliło ustalić, że były wojskowy interesował się medytacjami propagowanymi przez Fundację Enolsis; ma ona swoją filię również w Saint Louis. W medytacjach proponowanych przez tą grupę używa się jakichś podejrzanych kryształów. Trop ten zainteresował nas tym bardziej, że w epicentrum wybuchu znaleziono jeden taki przedmiot. Przed naszym przybyciem został on już wysłany na uniwersytet, w celu przebadania w laboratorium.

Najważniejsze osiągnięcie pierwszego etapu śledztwa polegało na tym, że dowiedliśmy, iż to właśnie ów kryształ powinien być uważany za źródło katastrofy. Wprawdzie analiza spektralna nie dała żadnych przesłanek do takich przypuszczeń, ale eksperyment z medytacją przeprowadzoną zgodnie z "instrukcją" znalezioną w willi Danielsa - już owszem. Kryształ działa i okazało się, że potrafi mieć przy tym niszczycielską moc. Agent Fripp doświadczył tego na własnej skórze.
A profesor, który go badał na uniwerku twierdził, że to zwykły kwarc!
Ok, przejdźmy do bieżących wydarzeń.


Wystąpili:

Chimera - jako Strażnik Tajemnic

Eryk - jako technik FBI John Green
Kadu - jako agent śledczy FBI  Thomas Goldblum
Oel - jako agent ATF Robert Fripp
Sting - jako miejscowy funkcjonariusz FBI Michael Cole ("przyjaciel" Delty Green)


Przebieg śledztwa

🔺 Policja znalazła zaginiony samochód marki Mercedes. Obok niego leżały zmasakrowane zwłoki dziewczyny, której twarz została roztrzaskana o pobliską ścianę budynku. Gdy dotarliśmy na miejsce czekał tam już agent FBI Michael Cole, który zapoznał nas ze szczegółami zdarzenia. Od naszego oficera prowadzącego dowiedzieliśmy się, że Cole współpracował już wcześniej z Deltą, dlatego poprosiliśmy go o dołączenie do śledztwa. Okazało się to najlepszą decyzją jaką podjęliśmy owego dnia.

🔺 Z uniwersytetu zadzwonił do nas funkcjonariusz FBI, niejaki Cox, przydzielony przez nas wcześniej do pilnowania profesora zajmującego się kryształem. Agent przekazał nam informację, że profesor nagle zechciał odzyskać obiekt swoich badań. Poprzednio wydawał się wyraźnie znudzony tym przedmiotem. Uznaliśmy to za podejrzane i postanowiliśmy zwlekać z oddaniem mu kryształu.

🔺 Agent Green udał się do pobliskiej kostnicy, gdzie złożono ciało zabitej dziewczyny. Na jej szyi odkryto wybroczyny po chwycie dłonią, najwyraźniej wykonanym przez osobę praworęczną. Ustalono ponadto, że ofiara została uderzona z niezwykłą siłą, wskazującą na sprawcę o dużym współczynniku Budowy ciała. 😉 Przy okazji, na komisariacie Green uzyskał też dostęp do bazy danych, dzięki czemu, na podstawie odcisków palców, czy tam grupy krwi (nie pamiętam)  namierzył domniemanego zabójcę. Okazał się nim wielokrotnie notowany i karany Donald "Prince" Valliant, były marine. Na swoim sumieniu miał już handel narkotykami i bronią oraz zabójstwo gangstera. Mamy wszelkie powody do przypuszczeń, iż był on również zamieszany w słynną aferę Iran-Contras. Załączone fotografie pasowały do osobnika, którego widzieliśmy na zdjęciach w domu Danielsa. Tak więc najwyraźniej mamy naszego zbiega.

🔺 Wizyta w szpitalu u rannego senatora Di Tillio okazała się pierwszą z serii porażek. Poszkodowanym opiekował się jego prywatny lekarz, niechętny udzieleniu zezwolenia na przesłuchanie świadka. Wiecie, taka typowa scenariuszowa przeciwność, do przejścia w ten czy inny sposób. Niestety, rzuty na Przekonywanie nam nie poszły a nie mieliśmy pomysłu na rozwiązanie problemu, postanowiliśmy więc pójść drogą oficjalną. Na nakaz będziemy musieli niestety długo poczekać, a czas ucieka.
Agent Cole próbował jakoś ratować sytuację, bajerując pielęgniarkę. Dowiedział się przynajmniej tyle, że senator wraca do sił i z pewnością dałoby się z nim już teraz porozmawiać. Natomiast jego lekarz, człowiek obcy w mieście (może podstawiony?), budzi w nas coraz większą nieufność.

🔺 W tym samym szpitalu, w którym kuruje się ocalały świadek, złożono w kostnicy ciała ofiar. Sekcją zwłok zajmuje się pani dr Kimberley Morris. Niestety nie wiem, czego się tam udało udało dowiedzieć naszym agentom, bo Fripp w czasie ich wizyty w kostnicy poszedł wysyłać prośby o informacje do innych komórek Delty oraz zdawać raport ze śledztwa. Przy okazji, skoro już Greenowi udało się ustalić domniemanego sprawcę, należało za nim przecież wysłać list gończy.
Oczywiście, nie tylko obowiązkowość kazała mi pokierować agenta w inne miejsce. Przede wszystkim, nie zna się on na kryminalistyce, więc by się tam nie przydał, a przecież punktów poczytalności ubywa niepokojąco szybko. 😉Niech się chłopaki sami ponapawają widokiem człowieka stopionego z krzesłem...

🔺 Wracając do szpitala Fripp odkrył, że nasz oddział jest śledzony. Obserwuje go osoba płci żeńskiej kierująca buraczkowatym Fordem Taurus. Od tej pory zdecydowaliśmy pozostawić samochody na parkingach i poruszać się komunikacją miejską bądź na piechotę, czujnie rozglądając się na boki.

🔺 Odwiedziliśmy byłą dziewczynę i współpracowniczkę Vallianta, przebywającą aktualnie w więzieniu. Wyglądała na osobę wyniszczoną przez używki. Agent Cole, będący przy okazji dyplomowanym lekarzem, wykorzystał ten fakt w trakcie przesłuchania. Udało mu się przekupić osadzoną propozycją przepisania leków, jakich zapewne potrzebuje. Ostatecznie, mimo złych rzutów na Perswazję itp., a dzięki inteligentnie prowadzonej rozmowie, Michael Cole dowiedział się kilku faktów na temat poszukiwanego przez nas gangstera. Przede wszystkim, okazało się, że nie możemy go zlekceważyć i potraktować jak zwykłego przestępcę. Prince Valliant ma jakieś plecy w służbach wywiadowczych, być może w CIA. Ktoś go już nieraz promował w karierze wojskowej a jak ten nabroił, wyciągał z tarapatów. Dlatego z prośbą o informacje na jego temat zwróciliśmy się równolegle także do Agencji Antynarkotykowej (DEA). Facet nie ma przecież samych przyjaciół, tak by nigdy nie wpadł. Ktoś musi coś na niego mieć.
Z rozmowy wynikało też, że z pewnością nie mamy do czynienia z nawiedzonym kultystą, ale raczej z osobą cyniczną i wyrachowaną, choć potrafiącą również ulegać afektom. Jeżeli Valliant współpracował, jak podejrzewamy, z Fundacją Enolsis, zapewne używał jej tylko jako narzędzia dla swoich nielegalnych interesów, nie działał zaś raczej z pobudek religijnych.

🔺 Spotkaliśmy się na cmentarzu. Potrzebowaliśmy miejsca, gdzie będzie można na spokojnie porozmawiać i pokazać "Nowemu" kryształ.
Ponury klimat tego miejsca wpłynął na nasze nastroje i zaczęliśmy się niepokoić o kilka spraw na raz. Kto steruje agentem Coxem chcącym od nas przejąć kryształ? Kto nas śledzi? Co knuje w tym momencie Prince Valliant? Które służby mogą być zamieszane w interesy z Larrym Danielsem i zechcą nam bruździć? Komu w ogóle możemy ufać???

🔺 Rozdzieliliśmy się. (Brawo za kolejną mądrą decyzję...) Green udał się do biblioteki, gdzie wskutek nieudanego rzutu na Korzystanie z bibliotek  zmarnował tylko 4 godziny. Cole wziął na siebie wizytę w Fundacji Enolsis. Dowiedział się paru szczegółów o sposobach korzystania z kryształów, ale nagle rozmowa z sekretarką urwała się. Kolejna seria nieudanych rzutów. Oj, nie szło Stingowi turlanie na tej sesji!

🔺 Robert Fripp i Thomas Goldblum wrócili tymczasem do hotelu, niepokojąc się, czy ktoś, kto wie o ich poczynaniach nie spróbuje wykraść kryształu. Te obawy okazały się słuszne - ktoś ewidentnie przepyrał pokoje hotelowe. Dobrze, że Fripp zabrał kryształ ze sobą! Z pewnością, nieproszonym gościem był profesjonalista, umiejętnie zacierał bowiem ślady.

🔺 I wtedy właśnie wpadliśmy z Kadu na genialny pomysł, żeby sprawdzić, o co chodzi z tym agentem Coxem. Ot tak, po drodze do szpitala. Pod pretekstem zamiaru przekazania mu kryształu chcieliśmy wziąć gościa pod obserwację i sprawdzić, do kogo nas doprowadzi. Może towarzyszy mu jakaś obstawa? A może wygada się, jeśli go wziąć ostro na spytki? A może po prostu zakujemy go w kajdanki! Tja...

Akcja w parku, gdzie nasi agenci spotkali się z Coxem była równie tragicznym, co pasującym do obrazu drugiego dnia śledztwa finałem sesji. Śniła mi się później przez dwie noce. Plan był taki: agent Goldblum, jako bardziej wygadany, miał siąść na ławce koło Coxa, a Fripp miał go osłaniać zza krzaków, jednocześnie kryjąc kryształ w kieszeni. Nie, nie zadzwoniliśmy po wsparcie, nie zaopatrzyliśmy się w lepszą broń, czy sprzęt szpiegowski. Po co?! Poszliśmy "na banzaja".

Test na Skradanie się wyszedł mi fatalnie. Trzask gałęzi zaalarmował siedzącego na ławce Coxa, przez co Thomasowi nie udało się z nim pogadać. Bezskutecznie próbował go tylko uspokoić. Fripp jął się wówczas szybko wycofywać, żeby jeszcze bardziej nie sknocić sprawy, gdy tymczasem tuż przed nosem wyrósł mu... drugi agent Cox! (Wtedy zdurniałem.) Zamiast kropnąć gościa od razu z Colta, Fripp wdał się z gościem w rozmowę. Po chwili, w jednej sekundzie obie istoty wyglądające jak agent Cox wymierzyły broń zarówno w Godbluma, jak i we Frippa. Na szczęście, Sztuki walki Bob miał na wyższym poziomie, niż Skradanie. Capnął przeciwnika za ramię próbując wyrwać broń.
Tylko że to, co było przed chwilą ręką, zamieniło się teraz w jakąś elastycznie wyginającą się, przerażającą masę. Agent nie miał szans w tych zapasach. Po chwili leżał opleciony jakimś wijącym się stworem, który rozrywał mu ciało, jednocześnie wyrywając zza pazuchy kryształ.

Goldblum miał niewiele więcej szczęścia, bowiem taktyka pt. "rzucam się na niego" była mało skuteczna wobec mierzącego doń z bliskiej odległości oszalałego funkcjonariusza. Oberwał kulkę i zwinął się z bólu. Zaczął uciekać. Na szczęście, nie było drugiego strzału. Gdy Thomas obejrzał się przez ramię, ujrzał Coxa zwiniętego w kłębek i wyżygującego na ziemię jakiś czarny oślizgły, galaretowaty obiekt. Widać było, że kompletnie nie wie, co się dzieje i jest w totalnym szoku, podobnie z resztą jak i nasi bohaterowie.


Kryształ przepadł, a my właściwie nie dowiedzieliśmy się niczego. Błyskotliwe przeprowadzona akcja, co? Taa, cieszę się Waszym szczęściem.

Co do stanu zdrowia i poczytalności agentów, to wszystko skończyło się nie najgorzej. Obaj trafili do szpitala, z czego Fripp w karetce pod kroplówką, zdołał jednak nawet odzyskać przytomność. Na miejscu wylądował w łóżku - wygląda na to, że przykuty do niego na dłużej. Z Goldbluma pewnie będzie więcej pożytku. Przynajmniej jest w stanie chodzić o własnych siłach. Może nawet uda mu się przesłuchać przebywającego w tym samym szpitalu senatora Di Tillio? Ja natomiast będę chyba musiał wylosować sobie drugą postać.


Uwagi do sesji

Nasze spotkanie miało miejsce w zeszły piątek, w Cytadeli. Sesja trwała około 4 godzin, podczas gdy w świecie gry minął jeden dzień. Grało mi się bardzo przyjemnie. To chyba nie dziwne, zważywszy jak znakomity setting zaserwował nam Chimera oraz w jak wyborowym towarzystwie spędziłem ten czas! Mam też jednak też parę uwag krytycznych. Wymienię je pokrótce - może w przyszłości uda się uniknąć niektórych błędów.

🔻 Akcja w parku to była totalna amatorszczyzna. Źle oszacowaliśmy ryzyko i nie podjęliśmy żadnych sensownych środków ostrożności. Myślę, że w tym wypadku zaszkodziło mi ostatnie granie w Bladesy. Tam się nie planuje akcji, ta zasada jest wprost napisana w podręczniku. Idzie się na żywioł, a potem improwizuje. Taka taktyka niestety całkowicie nie pasuje do lovecraftiańskiego horroru, zwłaszcza rozgrywanego na mechanice BRP. Jedna głupia decyzja, pif paf i nie żyjesz.

🔻 Wiadomo, jak się prowadzi śledztwo w mieście, czasem trzeba się rozdzielić, bo inaczej wszystko trwa strasznie wolno. Ale absolutnie nie wolno wtedy robić jakichś akcji czy też zabierać się do istotniejszych elementów zagadki (jak wizyta w Fundacji)! To oczywiste strzelanie sobie w stopę.

🔻 Poszedłem na sesję totalnie niewyspany - czyli de facto nieprzygotowany. Ciężko mi się myślało, przegapiałem oczywiste ostrzeżenia i miałem momenty zawiechy.

🔻 Eryk, odgrywający agenta Greena radzi sobie zadziwiająco dobrze, biorąc pod uwagę jego niewielkie doświadczenie z erpegami. Miewa niezłe pomysły i potrafi ich bronić. W pewnym momencie gdzieś nam jednak odpłynął. Myślę, że w tym momencie zabrakło mu nieco erpegowego cwaniactwa, pozwalającego działać pomimo nieudanych  rzutów. Ale może też być tak, że jest mu ciężko się przebić w sytuacji, gdy po jego dwóch stronach siedzą tak doświadczeni i znakomici gracze, jak Sting i Kadu. Chyba powinniśmy nieco częściej podawać mu pomocną dłoń.

🔻 Chimera jest jak wszyscy wiemy wybitnym mistrzem gry i prowadził przygodę bardzo dobrze, ale i on ostatecznie nie ustrzegł się błędów - przynajmniej z mojego punktu widzenia. Po pierwsze, moim zdaniem stwór powinien jednak rozszarpać pokonanego Frippa na strzępy. Zasłużyłem sobie na to, a poza tym - byłoby to dobre dla dramaturgii śledztwa. (Pawle, jeśli to czytasz - ja bym się w odwrotnej sytuacji nie zawahał nawet przez moment 😉). Po drugie, Chimera powiedział po sesji jedno niepotrzebne zdanie, które mnie poważnie zmartwiło. "Nie przejmujcie się, i tak nie udałoby wam się zachować tego kryształu" (cytuję z pamięci). Demotywujące nie? 😞



Dobra, myślę, że za tydzień pójdzie nam sprawniej. Coraz lepiej się rozumiemy i powoli sobie przypominamy, jak się gra w Zew Cthulhu. Jeśli uda mi się znaleźć czas, postaram się kontynuować raportowanie przebiegu kampanii. Formuła Przeglądów tygodnia chyba mi się wyczerpała i będę zamieszczał raporty w osobnych notkach.


P.S. Jeszcze jedna rzecz. Jeśli akurat czytacie ten tekst wesoło spędzając czas na ZjAvie, mam dla Was specjalne słowo. Bawcie się dobrze, cholerni szczęściarze! 😒Ja niestety w tym czasie odbębniam dyżur w robocie.

4 komentarze:

  1. Och, faktycznie nie warto się chyba było litować nad postacią. To jest przecież Cthulhu a nie epic fantasy, czy inna space opera, nie ma co się roztkliwiać.

    No i tekst, że i tak by się nie dało zachować kryształu, faktycznie demotywujący. Póki się nie wie takich rzeczy i nie wyczuwa, to się gra na całego. W przeciwnym razie zaczyna się szukanie znaków "przygoda tędy", żeby uniknąć nieskutecznych działań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, trup PC na sesji potrafi fajnie podkreślić nastrój grozy. Tym bardziej, że tu grają prawie sami wyjadacze, którzy z pewnością o takie rzeczy by się nie obrazili. Warto korzystać z takich okazji :)

      Co do drugiej uwagi, tu było nieco inaczej. Gram w erpegi od ponad 20 lat i chociaż nie znam tej przygody, od początku czułem, że odebranie nam kryształu jest wpisane w scenariusz. Chimera jest inteligentnym gościem, elastycznie dopasowuje się do naszych decyzji i potrafi grać z miną pokerzysty, ale zdradzała go mowa ciała. Wiedziałem, że kombinuje, jak pozbawić nas tego "balastu". Tym bardziej mam do siebie żal, że nie zastosowałem środków zaradczych. Myślałem o zakopaniu kryształu, schowaniu go w skrytce pocztowej itp. - nic z tych rzeczy nie zrealizowałem. Dałem się ograć jak dziecko.

      To, co tu mówię może dla niektórych brzmieć jak herezja. Jak to - wiesz, że to ważny element scenariusza i kombinujesz, jak go obejść? A tak! To jest Cthulhu, tu gra się toczy o rozwiązanie śledztwa, a nie o wierne wcielanie się w postać, czy w przepychanie jakiejś fabuły. Tu się używa raczej własnego mózgu, a nie zdolności postaci. Jasne, można odkryć wszystkie zagadki poprzez rzucanie na Spostrzegawczość i Księgowość, ale co w tym zabawnego? Gdzie tu jest wyzwanie? Nie po to idę na sesję, żeby patrzeć jak postać rozwala jedną tajemnicę za drugą, tylko sam chcę mieć z tego satysfakcję.
      Nie na darmo role w tym systemie są określone jako Strażnik Tajemnic - Badacz. Jeden próbuje odkryć prawdę, a drugi ją ukryć. Pytanie, kto kogo ogra? Przyznaję, że ja właśnie tak do tego czasem podchodzę. Dla kogoś to może być toksyczne zachowanie na sesji, dla mnie całe sedno zabawy.

      Usuń
  2. Dzięki za raport!

    Moje uwagi do kilku scen:
    - co do przesłuchania senatora, to mi się wydało, że scenariusz zakłada, że spotkanie z nim będzie sceną z jakimś revealem w dalszej części scenariusza. Dlatego ja nie naciskałem, choć można było przecież próbować powtórzyć rzut, mój Goldblum też ma dość wysokie przekonywanie.

    - tak jak rozmawialiśmy po sesji - dla mnie scena w parku to był typowy fuckup rutyniarzy z FBI, coś jak scena z "Z archiwum X". Dla mnie to było bardzo fajne - wchodzimy w tę scenę, zobaczymy co będzie, dzieją się dziwne i straszne rzeczy, możemy zginąć. Jeżeli czegoś żałuję to tego, że wcześniej się rozdzieliliśmy i dwójka graczy w ogóle nie wzięła w tej scenie udziału.

    - w ogóle starałem się oponować przed rozdzielaniem się postaci. Wiem, że wtedy możemy zbadać w krótszym czasie więcej tropów (a Chimera stale sugeruje, że czas jest ważny); wiem, że sam na to pozwalam na swoich sesjach, ale ostatecznie coraz bardziej przechylam się ku przekonaniu, że im mniej rozdzielania się, tym lepiej dla sesji.

    - ja bym absolutnie nie rezygnował od razu z grania Frippem. Dla mnie to, że on jest stary, że może to jedna z jego ostatnich trudnych akcji przed emeryturą, tworzy kapitalne napięcie w tej postaci. Czy jest dość silny by grać w to dalej, mimo tego, że tak wiele może stracić? Czy nie zawaha się w kluczowym momencie? Czy nie stanie się najsłabszym ogniwem, przez które wszyscy zostaną narażeni na potężne konsekwencje? Dla mnie w tym momencie jest to najciekawsza z postaci graczy. (Oczywiście stworzyłbym jego zmiennika, ale na razie bym go nie wprowadzał.)

    - epickie porażki w rzutach Stinga przejdą chyba do legendy. Tylu pechów w wykonaniu jednej postaci na jednej sesji dawno nie widziałem. A jednak Sting się wybronił, nieżle to wyszło ostatecznie.

    - cieszę się, że była jakaś akcja - niby w ZC są one bardzo niebezpieczne, ale samo łażenie i zbieranie elementów układanki nie jest takie emocjonujące, jak momenty interakcji z innymi figurami na planszy. Mimo iż przegraliśmy tę scenę dla mnie zrobiła ona sesję.

    - ponieważ gramy minikampanię ja bym się nie szczypał z utratą punktów poczytalności -moim zdaniem tracimy jej za mało! Im więcej tracimy, tym ważniejsze staje się odzyskiwanie jej w scenach otwierających, z wykorzystaniem filarów poczytalności.

    - każda możliwość wykreowania sceny przez gracza to dla mnie plus - moim zdaniem te sceny otwierające wyszły całkiem spoko i sprawdzają się jako jeden ze sposobów budowania postaci.

    - gdybyś nie oddał doppelgangerowi kryształu i to oznaczałoby śmierć mojej postaci (pewnie by tak było, sądząc po tym jak szła mi walka :P) to to byłyby mega mocne na poziomie meta :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dzięki za komentarz! Teraz widać wszystko ze znacznie szerszej perspektywy.

      @senator
      Możesz mieć rację. Widziałem już na sesji, że chcesz to odpuścić, dlatego nie cisnąłem tematu. Poza tym, mam mało wygadaną postać; nie pasują do niej takie akcje i nie mam z czego rzucać. Myślę jednak, że można było pokombinować nad jakąś inną opcją. Pomysł Stinga na pielęgniarkę był np. bardzo fajny - czegoś się jednak dowiedzieliśmy.
      Di Tillio to nasz kluczowy świadek. Mam przeczucie, że nie wolno tego wątku ani odpuścić, ani spartolić.

      @akcja w parku
      Wiem, wiem, to była świetna, zabawna i bardzo filmowa scena. :) Też to widziałem. Chimera chyba specjalnie podkręcił tempo pod koniec sesji i genialnie zmontował narrację. Ja tylko próbuję wczuć się w rolę. :)
      Z moich skromnych doświadczeń w prowadzeniu Zewa wynika, że dobrą robotę na sesji robią gracze, którzy albo angażują się emocjonalnie w śledztwo albo okazują strach. Z tym drugim mogę mieć problem, więc próbuję pierwszego. Trochę się specjalnie nakręcam - ale spokojnie, kontroluję swoje zachowanie ;)

      @rozdzielanie drużyny
      Pełna zgoda. Możemy się ewentualnie rozdzielać na rutynowe działania, nie dotyczące kluczowych wątków. Jeden idzie do bibliotek, drugi wysłać maila, trzeci podlać kwiatki, robimy kilka rzutów i spotykamy się w punkcie zbornym. Bez odgrywania i robienia scen akcji. W pozostałych sytuacjach nie warto się rozdzielać.

      @Stinga turlanie
      Trzeba to sobie jasno powiedzieć, że Sting nam tym razem "zrobił sesję". Złe rzuty może go co najwyżej lekko zdenerwowały, ale nie odebrały inicjatywy i aniumuszu. Tylko brać przykład.

      @PePeki
      Trochę się wygłupiam. Nie chomikuję specjalnie punktów poczytalności :) Wiem po co one są i wiem, jak to się skończy.
      Aczkolwiek gospodarowanie PePekami w śledztwie ZC to zawsze taka mini-gra - jeśli o tym całkiem zapomnisz, to prosisz się o przedwczesne losowania drugiej postaci.

      @spotlighty
      Twoje i Stinga "intra i spotlighty" to była pełna profeska. Świetnie się orientujecie, kiedy rzucić na postać więcej światła, a kiedy siedzieć cicho, zależnie od danej fazy sesji. Cieszę się, że mogę uczyć się od najlepszych. :) Widać też było, że i Chimera dobrze taką grę wspiera i moderuje. Dla niego to wręcz woda na młyn. Momentami miałem wrażenie, że sesja wyszłaby nam równie dobrze, jakby sam scenariusz był kompletnie z czapy. To nie on generuje fajne sceny - tylko fajna, niewymuszona współpraca na linii MG-gracze.

      Usuń