wtorek, 12 maja 2020

Wgłąb Davokaru, odc. #0




"Światło nigdzie nie pada tak ostro i nie rani tak boleśnie, jak na Pustyni. Kiedy dociera na ziemię poprzez promienie wschodzącego słońca, ujawnia kształty i faktury. Wywabia małe jaszczurki ze skalnych zakamarków i budzi śpiew skowronka. Gdy leje się z wysoka, pali, oczyszcza i odsłania wnętrze. Aż do gołej kości."


Apokryf Avilski 7,88



Dzień 21
Trudy wędrówki już mi się dają we znaki. Z niepokojem obserwuję zmęczenie nóg i rosnącą obojętność serca. Kończą się zapasy pobudzających liści trombitum i maści na odciski. Próbuję wyostrzać zmysł węchu, szukać potrzebnych ziół - tak, jak mnie uczono, jeszcze w młodości. Jeszcze w Upadłym Alberetorze. Nie znam tego lasu. Davokaru - czy jak mu tam. Mam potrzebę się go nauczyć. Na razie idzie mi to nad wyraz opornie.

W godzinie wilka, w czasie przypadającej mi warty, próbuję w świetle ogniska spisywać dziennik. Dzięki niemu mogę zebrać myśli i szerzej otworzyć oczy na wydarzenia nadchodzącego dnia. Czytając wcześniejsze zapiski dostrzegam, jak wielu faktów dziś już nie pamiętam. Jakby odpłynęły poniesione bezwzględnym nurtem rzeki. Starość dopadła mnie zbyt wcześnie. Na nic się zdały wszelkie ćwiczenia umysłu, jakimi raczyli mnie ojcowie, nastawione na przedłużenie intelektualnej sprawności emisariuszy. A może dzieję się tak wskutek nadużywania trombitum?

Spoglądam na śpiących towarzyszy podróży. Zwinięty w kłębek i pochrapujący cicho ogr Kra (uczyniono z niego poborcę podatków - dobre sobie!), pozornie jest twardy jak skała. Ma jednak w sobie jakąś delikatną kruchość, jakąś ledwie utrzymywaną równowagę, jakby balansował na ostrzu noża. Czuję, że muszę go chronić. Jeszcze nie wiem dlaczego, lecz to przekonanie we mnie narasta. Nie wiem, jak mam to robić. Nigdy nie spotkałem ogra, nie umiem z nim rozmawiać. Póki co, milczę i próbuję pojąć jego wzorzec zachowań.

Obserwowałem też dzisiaj naszego zwiadowcę, Osti Hevesha, jak sprawnie wyszukuje leśnych ścieżek i przeskakuje rozpadliny. Zazdroszczę mu jego młodości. Kryje jednak w głębi duszy jakiś Kłopot, którego nie mogę zrozumieć. Pewnie jakieś wyparte wydarzenie z dawnych lat... A może to pamięć krwi, pozostała po odległych przodkach? Teraz macha przez sen rękami, jakby się od czegoś odganiał. Ale to nie to, nie to każe mi nieustannie świdrować go wzrokiem. On jest tym, którego mi przepowiedziano! Czuję to coraz wyraźniej. Jest owym Zbłąkanym Przewodnikiem, owym Ostańcem Pustki, o którym wspominał mi w wizji Tamten. Tylko sam Osti o tym najwyraźniej nie wie. Boję się tego, co z sobą przynosi.


Dzień 22
Wczoraj dopadła nas sfora rozjuszonych goblinów. Wyglądały dziwnie, jakby były na coś chore. Rzucały się i kąsały, jak w malignie. Nie rozumiem, co mogło być tego przyczyną - zachowywały się jak dzikie bestie.

Dostrzegłem je pierwszy. Chciałem je odegnać, ale wtedy sobie uświadomiłem - ja już przecież nie mam Mocy. Uleciała, wraz z resztkami wiary w mą posługę, jak popiół na wietrze.

Dobrze, że był z nami Kra. Szalał, niczym lis w kurniku. Nie zdawałem sobie sprawy, jak taka góra mięśni może się szybko poruszać. Gdybym nie spowolnił obrazu, pewnie nawet nie widziałbym dobrze, co się stało. Widziałem to jednak. Wyuczone, zwodnicze ruchy, intuicyjnie ustawiane obrony, zmiany tempa, jakby to był jakiś taniec. 

Koło ucha przepłynęła mi strzała z łuku Ostiego, trzęsła się jak gałązka wierzby na wietrze, a osada i pierzysko brzęczały niczym ogon grzechotnika. Po chwili kolejna i jeszcze następna. Ciała napastników padały w upiornej choreografii, krew goblinów wybuchała i opadała wolno na ziemię w grubych, ciemnobrązowych kroplach. Patrzyłem, jakbym oglądał przedstawienie.


Dzień 23
Ogr obiecał temu padalcowi, księciu Alesaro Kohinoorowi, że zbierze dla niego daninę od osadników z głębi Davokaru. Obawiam się, że nie da się nakłonić do zmiany planów i nie zgodzi się pójść najpierw wprost do Karvosti. Jestem ogromnie ciekaw tej wiedźmy, Huldry Yelety. Tam właśnie ponoć urzęduje. Tylko od niej, ze wszystkich osób, o których słyszałem, mogę uzyskać jakieś odpowiedzi. Boję się też, czy misja Kra nie przeszkodzi w moim zadaniu. Będę musiał wejść między tych ludzi z Davokaru ze Słowami Pana, niezależnie, czy zamierzam ostatecznie wykonać polecenie ojca Kudhrata, czy nie.

Jest w tych ludziach z pogranicza - zarówno w osadnikach z Ambrii, jak i w tubylczych plemionach - jakaś skaza, jakaś głęboko skrywana rozpacz. Są momenty, gdy atakują mnie myśli, że powinienem im pomóc. W jaki sposób? Dlaczego ja? Nawet nie wiem, co ich trapi. Boję się, czy to o swoje dawne ziemie nie upominają się Starzy Bogowie i ich ponure czary. Ci sami, w których istnienie przez tyle lat nie wierzyłem. Albo może - starałem się nie wierzyć. (Oby jak najrychlej z powrotem ogarnęła ich Ciemność.)

Czy wierzę, że założenie w głębi lasu misji i przyczółka Kościoła przysłuży się Priosowi? Nie mam pojęcia, na pewno w pierwszej kolejności przysłuży się ludziom pokroju Koohinoora i naszej Jaśnie Oświeconej Pani Korinthii. Chcą panować, kontrolować, wtłaczać wszystkich w wymyśloną przez siebie hierarchię, przekonywać do wyznawanych przez siebie wartości... A potem wyciskać, jak dojrzałe winogrona. Wykorzystują mój zakon do swoich celów, a ten, daje się wykorzystywać. Bo widzi w tym własny cel. Będą razem nieść Światło, o tak! - ale ogniem i mieczem. Już ja znam ich metody.

Zbyt długo uczestniczyłem w tym procederze, nie dam się omamić. Zawsze jest jakiś odległy Cel, do którego trzeba dążyć, nie bacząc na metody i koszty. Tylko, że jakoś ten cel wiecznie się oddala i musi uświęcać kolejne działania i kolejne środki. Niech Kudrath i wszyscy ci uduchowieni, zawsze opanowani i zawsze lepiej wiedzący mnisi z Peredett nawet nie myślą, że znowu pójdę tą drogą. To moi bracia, wiem, ale nie jestem im już niczego winny. Wykonałem dziesiątki podobnych misji i nigdy nie czułem, żebym rzucił na swej drodze choćby najmniejszy promyk światła. (Czyżby? Powiedziałem moi bracia??) Wiem, że na razie muszę dążyć w wyznaczonym przez przełożonych kierunku, bowiem pokrywa się i z moim celem. Tym, którego do końca nie pojmuję, ale który mnie przyciąga, zdecydowanie i nieubłaganie. Jak sama śmierć.


Dzień 24
Przechodzimy przez Wysuszoną Knieję - miejsce, gdzie niegdyś, z tego co wiem, istniała osada moich dawnych przodków z Lindaros. Nie ma po niej śladu, dawno musiała ją spotkać zguba. Czuję jakąś przejmującą więź z tym miejscem. Ziemia tutaj przyciąga mnie jak magnes, jakby chciała mi oznajmić, iż to w niej właśnie winny spocząć me kości. Jeszcze nie teraz, nie dziś. Tyle muszę się jeszcze dowiedzieć. Tyle rzeczy do zrobienia. A przynajmniej, tę jedną Rzecz, o której usłyszałem w snach, którą tak długo odpędzałem jak niedorzeczne omamy, aż w końcu dałem za wygraną. Uległem wizji. A może - dałem się omotać? Opętać...

Dziś w nocy znowu poczułem tę Obecność. Przemożną, przeszywającą, przygniatającą. A jednak, nie miałem wrażenia, żeby rzeczywiście chciała mnie przytłoczyć. Czegoś ode mnie z pewnością chce, ale i i obiecuje danie Odpowiedzi. Tylko, ja jeszcze do końca nie wiem, czy chcę usłyszeć tę odpowiedź... Niech Prios ma mnie swojej opiece, oczywiście, że chcę!



+   +   +

Komentarz

Może tego na pierwszy rzut oka nie widać, ale powyższy wypis z "Dziennika Ebbena Jessira" jest tylko fanfikową wersją prepu gracza, wykonanego przed pierwszą sesją w Symbaroum.

Aktualnie jesteśmy po sesji zero, rozegranej circa w momencie wprowadzenia kwarantanny i czekamy z rozpoczęciem kampanii, aż się skończy epidemiologiczny sen zimowy. Prowadzić ma kaduceusz, oprócz mnie grać będą także Artur i Łukasz. Doborowe towarzystwo, system przepięknie wydany, świat bardzo klimatyczny, więc się jaram.

Pracę domową gracza dzielę sobie tym razem na następujące elementy:
  • przemyślenie swojej postaci - jej celów i motywacji, atutów, roli w drużynie, możliwych zagrywek w scenach akcji, etcetera;
  • postawienie pytań fabularnych wobec kampanii, przypomnienie zaistniałych wątków;
  • przyjrzenie się pozostałym BG - co mnie w nich ciekawi, jakie mam/ mogę mieć z nimi relacje, na czym mam budować improwizowane scenki roleplayowe, jak mają imiona…
  • doczytanie elementów settingu, o których powinna wiedzieć moja postać - po to, aby np. nie rozbijać sesji zbędnymi pytaniami do MG.

Na sesji 0 stworzyliśmy tylko postacie i określiliśmy mniej więcej kierunek przygód. Kilka kwestii dopowiedział nam potem kadu na FB. Wszystkie opisane wyżej wydarzenia z podróży są moim dodatkiem. Chciałem sobie mniej więcej ułożyć tę wyprawę w wyobraźni, uchwycić bieżący moment, bez wstecznego dodawania wątków do fabuły.

Scena potyczki powstała w momencie, kiedy zastanawiałem się, co moja postać może robić w walce. Po przejrzeniu karty i podręcznika wyszło mi - najlepiej stać z boku i nie przeszkadzać. ;) Zdolność spowalniania czasu wymyśliłem z czapy. To tylko kolor, bez wpływu na grę, dodany na potrzeby opisu (chyba, że coś później opracujemy wraz z MG). Muszę to przemyśleć, bo na razie jestem zmuszony do osłaniania tyłów. W razie czego, mam już na szczęście pomysł na kolejną postać.

Główną inspiracją dla postaci Bena Jessira był kapłan Hrathen z Elantris Brandona Sandersona. I kilka innych bohaterów powieści, bez problemu to rozczytacie. Super przeszkolony, upadły mnich o spranym mózgu, wysyłany w skomplikowanych misjach dyplomatycznych. Aktualnie Ben przeżywa kryzys wiary, co z kolei skutkuje utratą kapłańskich charyzmatów. Klasztor Peredett i profesję emisariuszy wymyśliłem na poczekaniu.

O pozostałych członkach drużyny wiem jeszcze bardzo niewiele. Ogr Kra z klanu Ter jest poborcą podatkowym i zarazem naszym drużynowym czołgiem. Osti Havesh to tropiciel-druid-obrońca przyrody. Pochodzi z barbarzyńskiego plemienia Zarek, sprzymierzonego z "cywilizowanymi" Ambryjczykami. Uznałem, że to za mało i powymyślałem sobie, co mój bohater sądzi o tych postaciach. Zapewne całkiem błędnie, ale nie szkodzi. :) Mam przynajmniej jakieś punkty zaczepienia w budowaniu relacji.


_________________________
ilustracje, autorstwa Martina Gripa, pochodzą z podręcznika podstawowego do Symbaroum

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz