czwartek, 3 października 2024

Hobby w czasach wojny i terroru



Jak być może zauważyliście, mam ostatnio problem z wypowiadaniem się publicznie. Działalność na Facebooku właściwie zamknięta. Blog dogorywa. Czasem wpadnie jakiś komentarz na czyichś platformach, ale to są tylko sporadyczne sytuacje. Żyję, żyję, wszystko w porządku. Tylko jakoś tak nie ma chęci. Dziwnie się czuję za każdym razem, jak mam zaczynać pisać o hobby albo o rozrywce. 

Czasem coś tam skrobnę, nie będę ściemniał. Z resztą, widzieliście. Mam mnóstwo nieopublikowanych blognotek, modułów RPG czy innych materiałów. Ot, choćby ostatni destylat księżycowy z sierpnia, który był niemal skończony i zrezygnowałem z wypuszczania go na świat. Chyba po prostu poziom entuzjazmu na tyle u mnie zmalał, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie dość energii, aby zrobić coś porządnie, od początku do końca.

Wszystko się zmieniło w momencie pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę. Wiem, że nie była to jedyna wojna w tym czasie - nawet na samym Donbasie konflikt trwał niemal od dekady. Co więcej, byłem daleko za granicą, nic nie zagrażało bezpośrednio mnie, ani mojej rodzinie. Ale wtedy mnie to jakoś osobiście poruszyło i przygniotło. Zatkało mnie. Świat się wali. Cyniczne, przepotężne zło jawnie wypełza na powierzchnię. Tuż za granicą, u naszych sąsiadów, do których miałem zawsze szczególną sympatię. Nikt z tym nic nie może zrobić. Śledzę te doniesienia, sytuacja robi się coraz gorsza, ludzkie domy, rodziny, plany, życia zmieniają się w gruz. Widzę to codziennie. A potem nagle siadam i zaczynam pisać raport z sesji albo tabelkę spotkań. Czym ty się człowieku zajmujesz?

Żeby było śmieszniej, nie przestałem grać w erpegi ani na chwilę. Co więcej, nigdy dotąd nie miałem aż takiego wrażenia, że te błahe spotkania, polegające na przesuwaniu ludzików po planszy mają dla mnie tak dużą wartość. Nie chodzi tylko o eskapizm. Czuję, że dzięki temu mam pretekst, aby spędzić czas z dziećmi, z bratem, z przyjaciółmi. Utrzymywać więzi, nie zamykać się. Doceniłem te gry i inne wspólne rozrywkowe zajęcia właśnie teraz, w ciągu ostatnich lat. Chciałem to wyraźnie powiedzieć. Ani nie dziwię się innym, że wciąż zajmują się aktywnie hobby, ani sam do siebie nie miałbym pretensji, gdybym miał się tym od czasu do czasu pochwalić. Tylko ja po prostu nie lubię czegoś robić na pół gwizdka, a mam wrażenie, że do tego brakuje mi obecnie żaru.

Czy to w takim razie oznacza koniec Innych Światów? Czy się żegnamy? Nie wiem, nie podjąłem ostatecznej decyzji. I chyba prędko nie podejmę. Zgaduję, że będę od czasu do czasu kontaktował się z Wami przez bloga. Na przykład po to, żeby zaprosić na sesję albo wrzucić mapkę. Zobaczymy, co się będzie działo na świecie i tu, w mojej głowie. Na razie nie wygląda to optymistycznie. Jeśli by to miał być ostatni wpis, trudno.
Dzięki wszystkim, którzy tu zaglądają i czytają tę bazgraninę. Poznałem wielu wartościowych ludzi przez to, że założyłem bloga i zaangażowałem się w pewne aktywności fandomu. O wszystkich Was pamiętam i nie przestaję dobrze myśleć. Spotkało mnie tu mnóstwo dobrego. Trzymajcie się i nie traćcie ducha. Cześć!